Psychiatria: CZP to musi być więcej niż leczenie – mówi Anna Depukat

Autor : Agata Szczepańska

Polska psychiatria nie była przyzwyczajona do standardu i do jakości, ale do biedy i mizerii. A bieda i mizeria niszczą jakość, przyzwyczajają do zgody na bylejakość. Wymagania, które stawiamy centrom zdrowia psychicznego to jest wysiłek, bo oczekujemy nie tylko jakości, ale też tego, żeby zająć się czymś więcej, niż tylko leczeniem – mówi w rozmowie z CowZdrowiu.pl dr Anna Depukat, kierownik Biura ds. Pilotażu Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego.

Agata Szczepańska: Pilotaż centrów zdrowia psychicznego (CZP) powinien właśnie dobiegać końca, ale został przedłużony o kolejny rok. Resort twierdził, że to już ostanie przedłużenie, które było konieczne, by wypracować odpowiednie rozwiązania legislacyjne, umożliwiające systemowe wdrożenie nowego modelu leczenia. O jakie rozwiązania chodzi i dlaczego to takie trudne?

Dr Anna Depukat: Jeśli chodzi o dokumenty, to – piętrowo idąc – mamy na samym szczycie Narodowy Programy Ochrony Zdrowia Psychicznego. On, jako dokument strategiczny, został niedawno przyjęty, choć rzeczywiście prace nad nim trwały dość długo. Jest uchwalany na mocy rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów, więc nie musi być rozpatrywany przez parlament, co ułatwiło sprawę. Dlaczego on jest ważny? Ponieważ jako dokument strategiczny opisuje nadrzędnie strategię działania w całym obszarze zdrowia psychicznego oraz zakresy obszarów, które są konieczne do zmiany, ale też wskazuje możliwość tworzenia regionalnych programów operacyjnych, w ramach których można rozdysponować określone środki finansowe. 

Kolejnym „piętrem” jest nowelizacja ustawy o ochronie zdrowia psychicznego. Jej projekt się pojawił pod koniec zeszłego roku, ale prace się zatrzymały. Tam miało być uregulowanych wiele różnych kwestii, ale dla nas w zakresie wdrażania programu pilotażowego do systemu istotny jest głównie artykuł 5b. Na razie bowiem mamy w ustawie jedynie taką definicję centrum zdrowia psychicznego, która zakłada kompleksowe realizowanie wszystkich zakresów świadczeń, łącznie z oddziałem stacjonarnym, to są tzw. centra typu A. Ale niestety nie we wszystkich regionach, w których działają centra, są szpitale, dlatego w pilotażu uzgodniliśmy, że mogą działać również centra typu B, które tworzą kompleksowo świadczenia w zakresie leczenia ambulatoryjnego, środowiskowo-dziennego i punktu zgłoszeniowo-koordynacyjnego, ale nie dysponują oddziałem. Bo też centra z oddziałami szpitalnymi nie są konieczne we wszystkich regionach, jeśli na przykład w sąsiednim powiecie jest dobrze funkcjonujący szpital z psychiatrycznym oddziałem stacjonarnym, to centrum, które nie ma oddziału w swojej strukturze, może korzystać z zasobów sąsiedniego regionu.

Lepiej, żeby funkcjonowały centra bez oddziału, niż żeby nie było ich wcale?

Centra typu B to ważny element systemu. Ale żeby mogły kontynuować swoją działalność po zakończeniu pilotażu, potrzebne są zmiany w ustawie.

Ale prace nad ustawą utknęły. Projekt pojawił się, wywołał kontrowersje… i tyle.

Tam były również inne ważne zapisy – z punktu widzenia nie tylko środowiska psychiatrycznego, pacjentów, ale też w ogóle środowiska medycznego. Na przykład zmiany dotyczące stosowania przymusu bezpośredniego i możliwości konsultowania stosowania tego przymusu przez lekarzy niebędących psychiatrami.

To dobre rozwiązanie?

Ja zawsze podaję taki przykład: obecnie konsultację może przeprowadzić lekarz specjalista psychiatra, ale przecież, jeśli na oddziale intensywnej terapii pacjent, z uwagi na współistniejące zaburzenia psychiczne i pobudzenie, zaburzenia świadomości albo psychozę, zagraża swojemu życiu lub zdrowiu, to pracujący na tym oddziale specjalista intensywnej terapii ma wystarczającą wiedzę, żeby to ocenić. 

Dlaczego taki lekarz nie może podjąć decyzji o przedłużeniu stosowania przymusu, tylko ma ściągać z sąsiedniego szpitala psychiatrę? W mojej ocenie te zapisy są nieuzasadnione merytorycznie, bo ten anestezjolog często ma dużo większą wiedzę na temat stanu jego pacjenta, niż ja jako psychiatra, więc on jest w stanie w sposób rzetelny i merytoryczny podjąć decyzję o stosowaniu przymusu bezpośredniego.

Były tam też inne zapisy, które budziły kontrowersje, ale to, co dla nas jest ważne, to fakt, że ta ustawa na razie zostanie na tym etapie, wobec czego musieliśmy przedłużyć program pilotażowy.

Mamy więc Narodowy Program, który wkrótce wejdzie w życie, i ustawę, na którą trzeba będzie pewnie jeszcze poczekać. Co jeszcze jest niezbędne, by przetestowane w pilotażu rozwiązania wdrożyć systemowo?

Kolejna rzecz to koszyk świadczeń gwarantowanych. Bo jeżeli mamy już do wdrożenia centra A i centra B, to w koszyku musimy mieć to świadczenie szczegółowo opisane, żeby było dokładnie wiadomo, co w ramach systemu publicznego jest finansowane. Na ten moment dla centrów nie ma koszyków, szczegóły realizacji świadczeń, które testujemy, mamy opisane w wielokrotnie nowelizowanym rozporządzeniu pilotażowym.

Wielkim wyzwaniem jest też finansowanie. Obecnie mamy w pilotażu finansowanie kapitacyjne, czyli ryczałt, z którego należy kompleksowo zrealizować świadczenia.

Da się utrzymać to finansowanie ryczałtowe po zakończeniu pilotażu?

Na to bardzo wszyscy liczymy. Myślę, że to jest wyzwanie, jak stworzyć dobrze koszyk świadczeń gwarantowanych, żeby ryczałt nie został przekształcony w tzw. odwrócony fee-for-service.

To znaczy?

Można dać ryczałt, ale powiązać go z koniecznością sprawozdawania takiej liczby świadczeń i tak opisać ten koszyk, że trzeba będzie rozliczyć się niejako z zaliczki, którą dostała placówka w formie ryczałtu i zwrócić pieniądze za to, co w ramach wymaganych świadczeń – ich liczby i rodzajów – nie zostało zrealizowane.

Tak jak w psychiatrii dziecięcej, co jest zresztą często krytykowane.

Tak, bardzo podobnie jest właśnie w psychiatrii dziecięcej. Na przykład w poradniach pierwszego poziomu mamy taki odwrócony fee-for-service. Dla centrów zdrowia psychicznego z różnych przyczyn to nie byłoby dobre rozwiązanie. Jestem jednak świadoma, że takie dyskusje będą zawsze: jaki rodzaj finansowania jest lepszy dla uzyskania efektu zdrowotnego, który planujemy. Jest wiele argumentów za finansowaniem ryczałtowym i jest też kilka argumentów przeciwko. Ale teraz model CZP i finansowania ryczałtowego został tak dopracowany, żeby minimalizować ryzyka.

Jakie to ryzyka?

Może być na przykład ryzyko, że jeśli dajemy danej placówce jakąś pulę środków i nie mamy odpowiedzialności terytorialnej za pacjenta, wtedy taka placówka może być zainteresowana poniesieniem jak najniższych kosztów, więc będzie wypychać pacjentów kosztochłonnych, twierdząc na przykład, że nie ma miejsca, jest kolejka.

Ale w pilotażu CZP mamy przecież odpowiedzialność terytorialną.

Owszem, w programie pilotażowym mamy tę odpowiedzialność – każdy pacjent powyżej 18 roku życia z mojego regionu to jest mój pacjent, za którego ja jestem odpowiedzialna i dla którego gwarantuję – w tej puli środków, które dostałam – kompleksowe świadczenia, opisane w naszym standardzie organizacyjnym, a potem w koszyku świadczeń gwarantowanych. Analogiczny mechanizm należy zagwarantować po zakończeniu pilotażu.

Dlatego ważny jest dobrze opisany standard diagnostyczno-terapeutyczny, żeby nikt nie był zainteresowany organizowaniem świadczeń niskiej jakości czy mało dostępnych. I mamy nadzieję, że to będzie pierwszy element, który zabezpieczy ryczałt przed tym, żeby nie było takich nadużyć.

Druga rzecz to wymagania związane z liczbą personelu i z dostępnością świadczeń. W pilotażu to jest na bieżąco monitorowane, więc wiemy, w jakich sytuacjach system się blokuje, czyli przy jakiej populacji pacjentów pieniędzy nie starcza. Widzimy też, kiedy centra się nie opiekują osobami, które tego potrzebują. Bo jeżeli średnio ze świadczeń CZP korzysta 3,5 proc. populacji, to jeżeli mamy centra, gdzie jest to poniżej 2 proc., to dla nas jest to sygnał, by przyjrzeć się, co tam się dzieje, dlaczego pacjenci nie korzystają z ich oferty. Nie jest tak, że tych pacjentów nie ma, bo widzimy, że korzystają ze świadczeń prywatnych albo leczą się w innym CZP.

Z jakich przyczyn pacjenci nie korzystają z usług swojego centrum?

Najczęściej to mała dostępność. Pacjent w kryzysie potrzebuje często pomocy tu i teraz. Niedostępność to największa wada starego systemu, bo jeśli ktoś jest w poważnym kryzysie, nie jest w stanie wytrzymać z objawami, które się pojawiają, to nie jest stan, w którym możemy czekać na udzielenie świadczeń. Takie osoby albo znajdują świadczenia prywatne, albo korzystają z oferty sąsiedniego CZP, co jest tym łatwiejsze, im gęstsza jest sieć centrów.

Zaraz, zaraz, to można korzystać z usług innego centrum? Zawsze mi się wydawało, że obowiązuje tu rejonizacja.

Tak naprawdę centra zdrowia psychicznego mają odpowiedzialność terytorialną w zakresie swojej oferty, ale pacjent ma prawo wyboru – to jest nasze konstytucyjne prawo i ustawowo też mamy zagwarantowane, że możemy dokonać wyboru realizatora świadczenia. Oczywiście jeśli pacjent wybierze centrum bardzo odległe od swojego miejsca zamieszkania, nie otrzyma kompleksowej opieki, bo nie można oczekiwać, że lecząc się w Warszawie będzie „zaopiekowany” środowiskowo w Radomiu. To są dwa różne zespoły środowiskowe, więc nie będzie kompleksowej współpracy z tą częścią wsparcia społecznego, nie będzie grup wsparcia, terapeutycznych, oferty dla rodzin, klubu pacjenta – podczas gdy lokalnie można korzystać z całej szerokiej oferty CZP. Dlatego motywujemy pacjentów, którzy mają już centra zdrowia psychicznego, żeby korzystali z nich w swoim regionie.

Ile mamy teraz centrów zdrowia psychicznego?

Po ostatnim rozszerzeniu, na mocy aktualnego rozporządzenia – 129. Gdy wszystkie rozpoczną działalność, ponad 50 proc. dorosłej populacji będzie objęte kompleksową ofertą CZP. I te centra, gdyby udało im się ruszyć do końca tego roku, będą mogły cały przyszły rok funkcjonować już w dużo bardziej stabilnym systemie niż te, które wchodziły na początku i były trochę takimi wyspami. Teraz niektóre regiony są już na tyle pokryte centrami, że one ze sobą współpracują, np. w przekazując sobie pacjentów. CZP mają bowiem nieco zróżnicowaną ofertę, w zależności od tego, w jakich warunkach funkcjonują. Przykładowo centrum działające przy szpitalu ogólnym, może być lepsze dla kobiet w ciąży, z kolei jakieś inne może mieć trochę lepszą ofertę rehabilitacyjną. Wiem, że spotykają się koordynatorzy CZP, żeby omówić jak to wygląda – np. jakie są kłopoty we współpracy z pogotowiem ratunkowym, czego im jeszcze brakuje w ofercie, w jakich obszarach w ich pacjenci nie mają możliwości dobrej kontynuacji leczenia. Bardzo nas to cieszy, bo właśnie o to nam chodziło – żeby przejść z takiego systemu skrajnie konkurencyjnego, który w psychiatrii był bardzo niekorzystny, na system współpracy, gdzie oferta jest dostosowana do potrzeb pacjenta.

Teraz, po tych przeszło pięciu latach, program pilotażowy rozwinął się już na tyle, że system powoli się stabilizuje. Wydłużenie pilotażu z jednej strony oddala nas od wejścia do systemu, ale z drugiej strony daje możliwość rzetelnego monitorowania systemu, który jest bardziej zaawansowany niż po roku czy dwóch latach.

Czyli te opóźnienia mogą okazać się korzystne?

Pośpiech tu nie jest wskazany, bo mamy do przygotowania bardzo ważne dokumenty, szczególnie koszyk świadczeń gwarantowanych, nowy system rozliczeń. Nikt nie zamierza się spieszyć, chcemy to naprawdę rzetelnie przygotować, szczególnie standard diagnostyczno-terapeutyczny.

Co się w nim powinno znaleźć, żeby ta jakość rzeczywiście była zagwarantowana?

Poza rzeczami, o których już wspominałam, na pewno trzeba dopracować kwestie dotyczące zatrudniania personelu. Mamy taki wskaźnik – 0,6 etatu na tysiąc pacjentów – dla centrum typu A. To oznacza, że w niektórych centrach jest powyżej 100 osób personelu. W standardzie organizacyjnym zapisaliśmy katalog, kto ma być zatrudniony w centrach – nie tylko lekarze i terapeuci, ale też m.in. asystenci zdrowienia. Chodzi o to, żeby personel był zróżnicowany i kompetentny. Zależy nam na elastyczności, żeby kadra była dopasowana do potrzeb i możliwości w danym regionie, ale chcemy też wymagać standardu minimum.

Czy ta elastyczność oznacza, że potrzeby kadrowe poszczególnych centrów są różne?

Tak, są różne i różna jest też dostępność personelu. Na przykład są regiony, gdzie doskonale sprawdzają się pielęgniarki środowiskowe w pracy środowiskowej, mają duży potencjał, korzystały z kursów terapii środowiskowej, świetnie pracują z pacjentami, którzy wymagają leczenia przewlekłego i są na przykład na iniekcjach (a one mają kwalifikacje do podania zastrzyków o przedłużonym uwalnianiu). A są i takie regiony, gdzie bardzo dużo dobrej pracy terapeutycznej robią psycholodzy, których tam przeszkolono i oni się zajęli tą częścią psychospołeczną, organizują grupy wsparcia. Bardzo ważna jest też rola asystentów zdrowienia. To też jest wielkie wyzwanie dla systemu, bo na początku sprecyzowanie, czym powinien się zajmować asystent zdrowienia stanowiło dla wielu centrów trudność i różnie to wyglądało, teraz to również jest zapisane w standardzie.

Dlaczego tak ważne jest, by wszystko było wystandaryzowane? Zwłaszcza w systemie, który, jak sama pani wskazuje, wymaga też pewnej elastyczności.

Właśnie dlatego. Potrzebna jest elastyczność, ale z zachowaniem standardu, który zagwarantuje jakość. Polski system organizacji opieki psychiatrycznej nie był przyzwyczajony do standardu i do jakości, był przyzwyczajony do biedy i mizerii, to trzeba powiedzieć wprost. A bieda i mizeria, brak zainteresowania tym obszarem niestety niszczą jakość, przyzwyczajają personel do zgody na bylejakość, na świadczenia, które nie powinny mieć miejsca w ogóle w systemie.

Wymagania, które stawiamy jako standard minimum – jakości, kompleksowości, kompleksowej diagnozy, konsultowania pacjentów, współpracy z szeroko rozumianym środowiskiem, bo rekomendujemy aktywizację zawodową, czy powrót do nauki – to jest wysiłek, bo przecież wymagamy, żeby zająć się czymś więcej, niż tylko leczeniem.

Ale jeżeli mówimy o modelu zdrowienia osób dorosłych, to musimy mieć świadomość, że nie ma zdrowia psychicznego bez samostanowienia. W tym modelu leczenie pacjentów to dążenie do tego, żeby pacjent wrócił do samostanowienia i pełnienia swoich ról społecznych. Dlatego konieczna jest zmiana myślenia: mamy się teraz zajmować nie tylko niwelowaniem objawów, ale doprowadzić leczenie do końca.

Ustabilizowanie pacjenta to tylko połowa sukcesu?

Może nawet mniej. Dlatego w „tradycyjnym” systemie leczenia pacjenci mieli nawroty, pokutowało przekonanie nawet w naszym środowisku, że te choroby są nieuleczalne. Ale jeżeli my nie dokańczaliśmy terapii i nie włączaliśmy się w proces zdrowienia pacjenta – tak jak teraz robią to centra – to pacjent, który wyszedł z kryzysu psychotycznego, wychodził w pustkę – braku relacji, braku pracy, braku miejsca zamieszkania. Myślę, że ja bym nie chciała tak wyzdrowieć, wolałabym wrócić do szpitala, niż się z tym skonfrontować.

W CZP chcemy upowszechniać proaktywność. To jest oczywiście trudniejsze niż zajmowanie się grupą stałych, dobrze znanych pacjentów. My trochę wybijamy świadczeniodawców z takich komfortowych pozycji. Tu ważne jest, żeby wyjść z gabinetu, zobaczyć, co się dzieje w środowisku, dlaczego jakiś pacjent trafia już trzeci czy czwarty raz do szpitala, co powoduje, że proces leczenia nie idzie albo jest niewystarczająco efektywny. Może trzeba coś zmienić, zaprosić na spotkanie rodzinę? To jest istotna innowacja naszego systemu, gwarantowana przez ten kluczowy zapis, jakim jest budżet połączony z odpowiedzialnością terytorialną.

To jednak jest nowość, tego trzeba uczyć też płatnika. Oczywiście to budzi dużo lęku, bo płatnik, dając publiczne pieniądze, chce kontrolować efektywność.

No właśnie, jak sprawdzić, czy to przynosi oczekiwane efekty?

Po to właśnie jest standard diagnostyczno-terapeutyczny, standard organizacyjny oraz wskaźniki. I prostymi narzędziami, takimi jak sprawozdawcze produkty statystyczne, możemy kontrolować wydatkowanie publicznych środków. Pierwsze efekty, o których mówiliśmy, to spadek liczby i czasu trwania hospitalizacji, a także, co jest ważne, liczby rehospitalizacji. Innym ważnym wskaźnikiem jest to, że pacjent nie trafia do systemu w ciężkim stanie, z policją i pogotowiem na izbę przyjęć, tylko pierwszy kontakt z CZP nawiązuje wcześniej. To wskazuje właśnie na tę proaktywność centrów.

Oczywiście to jeszcze są niewielkie wzrosty, ale mamy już o 3 proc. więcej pacjentów, którzy zaczynają terapię w ramach leczenia ambulatoryjnego czy środowiskowego, czyli usłyszeli o tej możliwości od nas. I pomimo kryzysu nie czekali, aż on będzie na tyle poważny, że nie będzie można już nic innego zrobić, niż przyjechać do szpitala, tylko jednak przyszli do CZP.

Dlatego zależy nam, by centra budziły zaufanie, miały swoją twarz, a nasi liderzy lokalni są coraz bardziej rozpoznawalni. Po to centra organizują pikniki, imprezy okolicznościowe, idą do szkół, by uczyć dzieci o tym, czym jest zdrowie psychiczne, jak o nie dbać, uwrażliwiać na osoby w kryzysie. I to jest kolejne wyzwanie – jak połączyć systemy dla dorosłych i dla dzieci. To jest bardzo ważne, bo zarówno nasi pacjenci mają dzieci, jak i dzieci będące pacjentami mają rodziców i nie da się ich leczyć bez udziału rodziców. Dlatego te systemy muszą zacząć ze sobą współpracować.

Oba te systemy są dość podobne. Kładą nacisk na leczenie środowiskowe, a różnice są w szczegółach.

Model jest podobny, natomiast u dzieci mamy tzw. trzecią stronę leczenia, czyli opiekunów prawnych, edukację i, co za tym idzie, konieczność poszerzenia liczby oddziaływań. Często szkoły są zlokalizowane na innym terenie niż dzieci mieszkają, co utrudnia pracę środowiskową. To jest bardziej skomplikowane, jest inny system finansowania. Na pewno będziemy się nad tym pochylać.

Czy za rok będziemy gotowi, żeby wdrażać centra już systemowo i do 2027 roku pokryć nimi cały kraj?

Gotowi do wdrożenia będziemy. Czy zdążymy? Mam nadzieję, że tak, jest to kwestia woli politycznej. Mamy nie tylko mapy potrzeb zdrowotnych, opracowaliśmy również mapy alokacji centrów zdrowia psychicznego dla całej Polski. Zostały one przedyskutowane z wojewódzkimi oddziałami NFZ, z Ministerstwem Zdrowia, urzędami marszałkowskimi i z realizatorami. Wykonaliśmy analizę pokazującą, jak rozwijać te usługi, by do końca 2027 roku dojść do pokrycia nimi całej Polski. Ale tego się nie da zrobić centralnie, to już jest etap, kiedy powinniśmy przejść na poziom regionalny.

Widzimy, że większość wojewódzkich oddziałów NFZ ma już plany na to, jak stworzyć kompleksowe zabezpieczenie w ramach CZP w swoim regionie. Oczywiście są liderzy i takie województwa, które gdyby dostały pieniądze, to nie czekałyby do końca 2027 roku i już w przyszłym roku stworzyłyby taką sieć, a są i takie, które będziemy musieli trochę bardziej wesprzeć i pomóc w negocjacjach z podmiotami.

Co ciekawe, niektóre z województw, które w tym starym systemie miały dość dobrą jak na tamte czasy organizację i dostępność do świadczeń, ale miały je bardzo „rozdrobnione” – w licznych małych podmiotach, skupionych na konkurencyjności, na różnych mechanizmach, które gwarantowały im płynność – teraz nie są nastawione na to, żeby się ze sobą dogadać i uzgodnić jakąś kompleksową ścieżkę współpracy. Choć mogłyby w ramach jednego budżetu realizować ten kompleksowy model.

Z czego to może wynikać?

Przypuszczalnie z obaw, że będzie to dla nich mniej korzystne. Jednak trzeba podkreślić, że pieniędzy na CZP starcza dla wszystkich podmiotów. Zatem nie jest to bariera finansowa.

Może zatem boją się utraty niezależności? W nowym systemie jest przecież jeden lider i szereg podwykonawców. Nie każdy chce być podwykonawcą.

Nie do końca tak jest, bo możliwości są różne. Rzeczywiście, może być jeden podmiot, który prowadzi CZP jako lider z podwykonawcami, ale to może być też konsorcjum, na zasadzie partnerstwa. Wszystkie podmioty w ramach konsorcjum funkcjonują na równych zasadach i to z nimi NFZ umawia się na realizację konkretnych świadczeń w zakresie CZP. Daliśmy różne możliwości i czekamy na efekt – aż ten stary system nauczy się współpracy po nowemu.

A kto najczęściej tworzy centra? Czy one częściej powstają na bazie szpitali, czy to są jakieś małe przychodnie?

Na ten moment w większości są to duże szpitale. Olbrzymia większość, bo 72 podmioty prowadzące teraz centra, realizują te usługi kompleksowo, czyli mają wszystkie świadczenia u siebie. To pokazuje, że mniejsze podmioty mają jeszcze trudność w poradzeniu sobie z tym zadaniem, ale też trzeba pamiętać, że przy przyłączaniu do programu pilotażowego jednym z kryteriów oceny był potencjał, a duże podmioty miały dużo większy potencjał odnośnie realizacji przyszłych świadczeń niż małe placówki. Natomiast obserwujemy, co ciekawe, że mniejsze podmioty, które powstawały w tych tzw. białych plamach, czyli tworzyły CZP prawie od zera, nie miały kłopotu z nawiązaniem współpracy z innym placówkami i pod względem dogadywania się lepiej sobie radzą. Martwiliśmy się, czy takiemu podmiotowi, który od zera stawia centrum zdrowia psychicznego, uda się ściągnąć personel, jak zbuduje zaplecze i infrastrukturę, jak się ułoży współpraca z systemem. Jednak wstępne analizy są bardzo dobre i mamy też pozytywne doświadczenia po wizytacjach w tych placówkach. Taki podmiot co do zasady nie dyskutuje ze standardem, ale traktuje go jako instrukcję, jak stworzyć CZP.

Czy po wyborach nie obawia się pani o przyszłość reformy?

Zdrowie psychiczne, czy ochrona zdrowia w ogóle, to nie powinny być tematy polityczne. Reforma powinna być kontynuowana jako bardzo ważny element strategii wieloletniej. Naszym problemem jest takie „szatkowanie” realizacji różnych działań na okresy wyborcze, a zdrowie publiczne, zdrowie psychiczne to jest element, który musi mieć ciągłość. Trzeba zdecydować się na jeden model i go konsekwentnie realizować, a nie co i raz zmieniać koncepcję, de facto zaprzepaszczając osiągnięte efekty.

Żródło: cowzdrowiu.pl link: https://cowzdrowiu.pl/aktualnosci/post/psychiatria-czp-to-musi-byc-wiecej-niz-leczenie-mowi-anna-depukat

2023-11-02

Fot: archiwum prywatne

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Skip to content